Hospitalizacja



Reszta dnia zleciała bardzo szybko. Spędziłam go odpoczywając na sali z mamą i Danielem. Czułam się dobrze w końcu działało jeszcze znieczulenie. Nieciekawie zaczęło się robić wieczorem gdy powoli odzyskiwałam czucie. Z godziny na godzinę było coraz gorzej. Ból był nie do zniesienia. Nie zdążyłam dobrze odpocząć a na nowo musiałam się męczyć. Najgorsze było to że nie podano mi morfiny gdzie podanie jej było normą i musiałam radzić sobie tylko z Paracetamolem. W nocy nie dawałam spać mojej sąsiadce bo wyłam z bólu. W końcu nie wytrzymałam i nadusiłam na alarm. Przybiegła pielęgniarka i ze łzami w oczach wybłagałam mocniejszy lek przeciwbólowy. Zlitowała się nade mną i podała mi Ketanol....W końcu jakoś usnęłam....



Kolejny dzień, kolejne wyzwania. Musiałam się spionizować. Wiązało się to z niesamowitym bólem. Ciężko mi było wykonać jakikolwiek ruch. Ale miałam motywację, tego dnia miałam pojechać do Gabrysia i zobaczyć go pierwszy raz po porodzie. Wcześniej widziałam go tylko na chwilkę świeżo po wyciągnięciu z brzucha. Pomagał mi Daniel. Czułam się jakbym była sparaliżowana. Nic nie mogłam wykonać samodzielnie. Powolutku z Daniela pomocą usiadłam. Następnie musiałam wstać. Był to dla mnie mega wyczyn. Płakałam z każdym ruchem a Daniel płakał ze mną ale powiedziałam sobie że muszę to zrobić bo im szybciej wstanę tym szybciej wrócę do siebie i tym szybciej pojadę do małego. Zrobiłam pierwsze kroki. Czułam się jakby na nowo uczyła się chodzić. To było straszne ale każdy postęp cieszył. Cały czas kręciło mi się w głowie więc byliśmy bardzo ostrożni. Daniel cały czas trzymał mnie za rękę i towarzyszył mi. Przeszłam się do łazienki by pierwszy raz po porodzie skorzystać z toalety gdyż wcześniej miałam założony cewnik. Pojawiło się mnóstwo krwi, po prostu chlusnęło ze mnie. Daniel się przestraszył ale uspokoiłam go że to normalne. Na początku się krępowałam przy nim ale później nie miało to znaczenia. Cały czas wspierał mnie i był przy mnie. Tak bardzo jestem mu wdzięczna za wsparcie jakie mi okazał. Takie chwile na prawdę zbliżają ludzi do siebie. Przyznam szczerze, że po tych przeżyciach jeszcze bardziej się kochamy a Gabi jeszcze bardziej wzmocnił nasz związek. To cudowne. 

Gdy tylko odpoczęłam, zjadłam w końcu ( poprzedniego dnia byłam tylko na odrobinie wody i dopiero na drugi dzień podano mi zupę) nareszcie mogłam pojechać do mojego synka. Był on w drugim budynku i musieliśmy przejść podziemiami szpitala na wózku inwalidzkim więc nie było to łatwe. Gdy pojawiliśmy się na intensywnej terapii bo tam leżał Gabi musiałam trochę ochłonąć zanim do niego weszłam. Samo to miejsce mnie przygnębiło. Ta aparatura, widok tych malutkich dzieci leżących w inkubatorach mnie załamał. Nie chciałam płakać przy maluszku więc odczekaliśmy chwilę bym się uspokoiła. W końcu weszliśmy do boksu gdzie leżał nasz synek. Gdy tylko go ujrzałam przestałam czuć jakikolwiek ból. Spał sobie słodko, biedny podłączony pod mnóstwo kabelków. Patrzyłam na niego jak w obrazek, był taki bezbronny, niewinny, był po protu mój. Przy nim odzyskiwałam wszelkie siły. I tak siedzieliśmy kilka godzin. 

Kolejne dni mijały szybko. Odwiedziny bliskich ( niektórzy jechali 300 km tylko po to by na chwilę nas zobaczyć), połowa czasu na położnictwie i reszta dnia u małego, Z każdym dniem czułam się coraz lepiej, każdy ruch coraz mniej bólu sprawiał. Wiadomo nadal potrzebowałam drabinki do pionizacji i cały czas ktoś musiał mnie asekurować ale wszystko szło ku dobremu. Coraz więcej jadłam i coraz więcej nabierałam sił aż w końcu po 4 dniach wypisano mnie do domu ale niestety Gabi musiał jeszcze zostać..




Komentarze

Popularne posty