Poród

ciąg dalszy


..Tak bardzo się cieszyłam, że to już w końcu "ten" moment bo chciałam to mieć za sobą. Z drugiej strony ogromnie się bałam porodu ( gdyż był to mój pierwszy i nie wiedziałam czego się spodziewać) i tego co nastąpi po nim. Świadomość, że mały od pierwszych chwil będzie walczył o życie paraliżowała mnie od środka. 

Niedługo po moim telefonie mama oraz Daniel pojawili się na sali. Ja byłam już spakowana i gotowa do wyjazdu na porodówkę. Tak bardzo przerażało mnie to miejsce na parterze...Zawsze gdy przechodziłam obok miałam wrażenie że przechodzę koło jakieś ubojni ( może wydawać się to śmieszne ale na prawdę z tym mi się kojarzyło to miejsce). 
Po chwili pielęgniarka podjechała już z wózkiem inwalidzkim aby mnie zabrać. Daniel wziął torby i zjechaliśmy na dół. Na porodówce na początku trzeba było załatwić papierkowe sprawy, założyć wenflon itp. Nie była łatwa rozmowa z położnymi ze względu na bóle ale jakoś się dogadałyśmy. Po załatwieniu formalności zaprowadzono mnie na salę porodową. Przyznam szczerze, że po wejściu tam wizja "ubojni" przestała nabierać sensu. Sala nie była tak straszna jak sobie wyobrażałam. Do dziś pamiętam tą wielką wannę która tam stała..
Podłączono mnie pod KTG, zbadano rozwarcie i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Oboje z Danielem byliśmy przejęci całą sytuacją. Położna uszczypliwie powiedziała żebyśmy wyluzowali bo to dopiero początek. Już wtedy bóle były bolesne więc nie chciałam sobie wyobrażać co będzie dalej. Jeszcze wtedy kontaktowałam więc rozmawiałam z Danielem w przerwach między skurczami i tak czas płynął. Następnie podano mi oksytocynę, która momentalnie nasiliła skurcze. Były one nie do zniesienia. Do dziś się dziwię że nie połamałam ręki i palców Danielowi. Czas i to co dzieje się wokół mnie nie istniało. Wyłam, jęczałam, płakałam i wszystko na raz. Nigdy nie czułam takiego bólu. Byłam tak wyłączona że nawet burza, która szalała za oknami nie przykuwała mojej uwagi. W międzyczasie badano rozwarcie i niestety nic nie posunęło się do przodu. Byłam załamana. Przecież tyle godzin minęło, wiję się z bólu od dłuższego czasu i nic? Myślałam, że to się nigdy nie skończy. 
W końcu lekarka zdecydowała się podać mi znieczulenie zewnątrz oponowe aby rozwarło to trochę szyjkę i przy okazji mi ulżyło. Po niedługim czasie na sali pojawił się anestezjolog, który powitał mnie tekstem "zaraz sprawię, że zapragnie mieć Pani drugie dziecko". Zastanawiałam się czy to możliwe ale przyznam, że udało mu się mnie przekonać ;) Nawet to wkucie w kręgosłup nie robiło na mnie wrażenia w porównaniu z tymi skurczami. Byłam tak omotana, że nawet nie zauważyłam mojego lekarza prowadzącego, który pojawił się na sali. Gdy znieczulenie zaczęło działać w końcu wróciłam do rzeczywistości. Wszystko to co wcześniej przestało dla mnie istnieć czyli otoczenie, ludzie wokół, dźwięki wróciło. Znowu mogłam rozmawiać. Spojrzałam na KTG i na wskaźnik skurczów. To niemożliwe! Zapis szalał od siły skurczy a ja leżałam spokojnie jak gdyby nigdy nic. Na prawdę podziwiam kobiety, które rodzą bez żadnych znieczuleń. Ja nie wytrzymałabym tego bólu dłużej chyba...
Na zegarku była już godzina 11. Byłam w szoku jak ten czas szybko zleciał. Czułam się jakby minęła góra godzina a za nami było ich już 6. Lekarka znowu zbadała rozwarcie i niewiele niestety się zmieniło. Przebito mi pęcherz płodowy i na twarzach lekarzy i położnych zauważyłam niepokój. Wyczułam, że coś jest nie tak. Usłyszałam hasło " zielone wody". Po niedługim czasie na KTG zauważyliśmy, że małemu tętno spada. Daniel szybko poszedł zaalarmować lekarzy a ja ogromnie się przestraszyłam. Tak bardzo bałam się o naszego synka..
Tętno wróciło do normy ale strasznie skakało. Lekarze naradzali się przez chwilę a ja myślałam, że zwariuję za moment z tych emocji a przy okazji padnę z wycieńczenia. Długo nie musieliśmy czekać na decyzję. Lekarka powiedziała krótko "będziemy ciąć"....


c.d.n.



Komentarze

Popularne posty